10.11.2013

Dopóki nie zrozumiesz śmierci, nie zrozumiesz życia.

"Cmentarz na Sarriá to jeden z najbardziej tajemnych i nieznanych zakątków Barcelony. Nie widnieje na planach miasta. Jeśli zapytać miejscowych albo taksówkarzy, najpewniej nie będą potrafili wskazać drogi, choć wszyscy słyszeli o jego istnieniu. A jeśli ktoś się odważy szukać na własną rękę, niechybnie zabłądzi. Garstka tych, którzy wiedzą, jak na ów cmentarz trafić, podejrzewa, że w rzeczywistości jest on tylko wyspą przeszłości, która znika i pojawia się podług dobie tylko znanych reguł.
W to właśnie miejsce zaprowadziła mnie Marina owej wrześniowej niedzieli, by wyjawić mi sekret, choć szczerze mówiąc, chyba bardziej intrygowała mnie tajemniczość niedawno poznanej dziewczyny. Posłusznie ruszyłem za Mariną ku północnej części cmentarza, w stronę niewielkiego i położonego na uboczy wzniesienia. Stamtąd mogliśmy widzieć niemal całą opustoszałą nekropolię. Usiedliśmy, spoglądając na groby i zwiędłe kwiaty. Uparte milczenie Mariny zaczynało mnie już powoli niecierpliwić. Jedyna tajemnica, jaka przychodziła mi na myśl, wiązała się z dręczącym mnie pytaniem, po jakie licho w ogóle tu przyszliśmy.
- Raczej nie widać żywego ducha - stwierdziłem nie bez kpiny.
- Ile kto ma cierpliwości, tyle ma mądrości - orzekła sentencjonalnie Marina.
- I wrzodów na ogonowej kości - odpaliłem. - Tutaj nic nie ma. Nic a nic.
Marina obrzuciła mnie zagadkowym spojrzeniem.
- Mylisz się. Tu aż się roi od wspomnień setek osób. Spotkać tu możesz całe ich życie, ich uczucia, ich nadzieje i brak nadziei, nieziszczone marzenia, rozczarowania i porażki, nieodwzajemnione miłości, które przysporzyły im cierpień. Wszystko kiedyś przerwane, wciąż tu jest.
Spojrzałem na nią, poczułem się trochę nieswojo, chociaż nie bardzo wiedziałem, o czym właściwie mówiła. Ale wyglądało na to, że te rzeczy są dla niej ważne.
- Dopóki nie zrozumiesz śmierci, nie zrozumiesz życia - dodała Marina."

C. R. Zafón, "Marina"

Dzisiejszy dzień to najgorsze urodziny w życiu i oficjalnie przestaję obchodzić zarówno urodziny, jak i imieniny.

W zasadzie nie wiem, co mogę Wam napisać. Nie wiem też, po co to piszę, bo na pewno nie dla Was. Po pierwsze: kogo to obchodzi, a po drugie: kto spodziewa się tutaj coś takiego zastać, przecież to blog graficzny. Ale ten blog graficzny jest, a przynajmniej pierwotnie był także moim pamiętnikiem. Bardziej liczę na to, że przelanie swojej rozpaczy tutaj pomoże mi się jakoś z nią uporać. Niestety nie mam innego miejsca, nie znam żadnego forum, gdzie mogłabym odnaleźć posty o takiej tematyce... Jestem w takim szoku, że popadam ze skrajności w skrajność. Przez 15 minut wydaje mi się, że nie jestem w stanie zająć się niczym i ryczę. W kolejnych 15 minutach pracuję nad czymś jak szalona, bo rozpacz jest nie do zniesienia i duszę się własnym płaczem, staram się więc znaleźć sobie zajęcie, coś, co pozwoli mi nie myśleć wcale.
Sytuacja się powtórzyła. Znów mam, a właściwie miałam cztery małe koty. Nie pytajcie, skąd mam tle ani nie piszcie, że jestem z tego powodu głupia, nie piszcie nic. Nigdy nie lubiłam za bardzo kotów. Dopóki ten pierwszy się do nas nie przybłąkał. Była strasznie mądra. I dlatego te moje koty są zupełnie inne od pozostałych kotów. To wszystko to jej geny. Wszystkie następne pokolenia są jeszcze mądrzejsze. Jeszcze bardziej inteligentne, jeszcze bardziej przywiązane do człowieka. A ta czwórka jest naprawdę wyjątkowa.
Jeden z nich, na swój sposób mój ulubieniec, jeszcze wczoraj bawił się ze mną jak zawsze. Teodor był z nich wszystkich najgrubszy, stąd jego imię (Teodor był najgrubszą z wiewiórek, kojarzycie?). Był cudowny. Gdy wracałam co weekend do domu wiedziałam, że jak zawsze wybiegnie i mnie przywita. Ten weekend zapowiadał się fantastycznie. Wolne mam do wtorku włącznie, więc się cieszyłam, że spędzę z nim tyle czasu. Bawił się lepiej niż niejeden pies. Potrzebował ruchu, tak jak każdy wielki pies. Uwielbiał, jak cała zresztą czwórka, weekendy kiedy mogliśmy się bawić i biegać. Nikt się za bardzo z nimi nie bawi w tygodniu, nikt nie ma na to czasu, a ja im poświęcam ponad godzinę dziennie na samo bieganie w weekend. Wczoraj biegaliśmy do późna, zrobiło się ciemno i zimno. Były zdrowe, ale Teodor nie zjadł kolacji. Miałam nadzieję, że to tylko przeziębienie, że w razie objawów, spuchniętych oczu i kataru, podam im wszystkim lek dzisiaj i super. Rano wyszłam z domu. Teodor siedział przed drzwiami i nie mógł utrzymać równowagi. Przeraziłam się, że to koniec, bo przez jedną noc stało się coś okropnego i wyglądał fatalnie, ale jeszcze miałam nadzieję. Potem znalazłam wymiociny w kolorze zielonym. Myślałam, że to zatrucie. Zabrałam go w ciepłe miejsce, potem umówiłam się z wetem. Gdy mieliśmy już jechać, wzięłam go na ręce. Był strasznie zimny. U weta nawet nie chciał się termometr załączyć, okazało się, że ma temperaturę już tak niską, jakby nie żył. Dostał serię zastrzyków, w domu go masowałam i ogrzewałam. I było już super, przyjął całe lekarstwo, które wet dał jeszcze do domu. Byłam z niego dumna, że był taki dzielny. Byłam nastawiona na to, że całą noc będę przy nim, będę go masować, żeby nie umarł w nocy.
Teodor umarł kilkanaście minut po tym, jak przyjął ten lek. Umarł na chorobę, która zwana jest kocim tyfusem. Miał najbardziej ostrą z możliwych wariantów tej choroby. Leżał, głośno pisnął i zaczął się wyginać w konwulsjach. To było straszne. Ale najbardziej straszne było to, że czułam jego bijące serce, nie było natomiast oddechu. Próbowaliście kiedyś sztucznego oddychania u kota? Ja nie mam w tym kompletnie doświadczenia i teraz mam ogromne wyrzuty sumienia, że może u kota trzeba to zrobić w jakiś szczególny sposób, trzeba mieć doświadczenie. Minęły dwie, może trzy minuty. Oddech nie wrócił, serce przestało bić. Próbowałam jeszcze przez kilka minut. Na próżno. Zrobił się zimny i sztywny, z pyszczka wyleciała mu ślina.
Gdy o tym piszę, to wydaje mi się, że jest lepiej jak wyrzucam to z siebie. Jednak za chwilę mi się odmienia i znowu duszę się płaczem, bo okropnie za nim tęsknię. Zdaję sobie sprawę, że ten post jest bez sensu, napisany jest z cholernymi błędami i nie dbam o to, bo prawie nie widzę klawiatury przez łzy i mam to gdzieś. Jadę na oślep. To się stało tak szybko... Jestem w szoku i nie mogę sobie z tym poradzić. A najgorsze są wyrzuty sumienia, że gdyby ktoś doświadczony się nim zajął, to może oddech by wrócił...
Przepraszam, że Cię nie uratowałam.

Pozostały mi jeszcze trzy. Mogą być też zarażone. Leczenie zaczęłam już dziś, lecz co, jeśli to nie pomoże? Nie wiem, co będzie, jeśli którykolwiek z nich umrze...

Najśmieszniejsze jest to, że wszystkie moje wielkie nadzieje, rozczarowania i smutki, to, co dla mnie wydaje się tak istotne teraz... To wszystko odejdzie kiedyś wraz ze mną, zostanie przerwane i utknie na cmentarzu, tak jak opisała to Marina. Z tą różnicą, że nikt tych nadziei nie odkryje. Nikt nie będzie pamiętał, zostaną zapomniane na zawsze. Nigdy o tym nikomu nie mówiłam, nikt nie zauważył, bo zawsze udawało mi się odwrócić głowę i ukryć łzy, ale to jest właśnie główny powód, dla którego zawsze płaczę na cmentarzach, gdy odwiedzam je z rodziną z okazji 1 listopada. Świadomość, że nikt nie będzie pamiętał, a wszystko, co jest sensem mojego życia, nie ma żadnego znaczenia.


12.11.2013r., godz. 20:11
Dzisiaj o godzinie 18:24 umarł Biały. Owieczka jest jak dotąd zdrowy. Szaruś walczy z chorobą i choć na razie jest dość silny to nie wiemy, jak to się skończy. Biały też był silny i co... Umarł tak, jak Teodor. Konwulsje, piski i koniec.
Na zawsze zapamiętam dzień, gdy pierwszy raz na mnie spojrzał. Miał ogromne oczy, leżał swoim pięknym, białym brzuszkiem do góry... Z pyszczka wyglądał jak samiczka, więc dopóki się nie wydała nasza pomyłka był dla nas Białą. Miał najkrótsze nóżki, dlatego najszybciej nimi przebierał podczas zabawy. Był przepiękny i niezwykły.
To było niezwykłe szczęście móc się Tobą opiekować, patrzeć jak dorastasz. Szkoda tylko, że tak krótko.

Co radzicie w tej sytuacji? Miałam kompletnie nieprzespaną noc. Polecacie jakieś herbatki?
I dziękuję Wam za wsparcie. W domu tylko słyszę, że mam się ogarnąć, że nie mogę tak długo ryczeć...


13.11.2013r., godz. 21:33
Niestety, nie udało nam się. Szaruś odszedł dzisiaj ok. godz. 13:00. Ubolewam nad tym, że nie mogłam przy nim być, pisałam egzamin... Mimo tego, że pił, był w całkiem dobrym stanie... Nie udało się. Wirus był silniejszy.
Teraz został już tylko jeden. Za 5 dni kończę leczenie przeziębienia u niego i zaszczepię go przeciwko panleukopenii. Mam nadzieję, że przez te 5 dni nie zachoruje na to. Pilnujemy go najlepiej, jak się da.
W piątek wracam do domu i czeka mnie odkażanie domu i garażu z wirusa... Mam nadzieję, że wyrobię się w ten weekend. Nie wiem, czy ktoś z Was wie, ile z tym roboty. Wirus jest bardzo silny, w pokoju może przetrwać nawet rok, dlatego jest to bardzo ważne, żeby to wytępić, a żeby wytępić trzeba zdezynfekować dosłownie wszystko...
Strata boli. Wiecie, jak to jest, gdy wychowuje się taką słodką gromadkę i nagle jest tak pusto...? Ta gromadka była wszędzie, zawsze. Karmienie, leczenie przeziębienia, głaskanie, zabawy... Treningi skoków. Dbałam o to, by były skoczne, żeby potrafiły uciec przed zagrożeniem (gdy byłam mała miałam kota, który tak nie potrafił, próbował uciec na górę, ale mu się nie udało i pies taki wielki i głodny go dopadł). Były strasznie mądre, nie dały się oszukać. Teodor wchodził po drabinie, bo wiedział, po prostu wiedział, że jedzenie nakładam im do miseczek na wysokiej szafie i za wszelką cenę chciał się tam dostać. Były cudowne i nigdy ich nie zapomnę.
Okropnie się boję powrotu do domu w piątek. Boję się, że będzie tak pusto... Pozostał mi jeszcze ten czarny słodziak, Owieczuś. Będę o niego dbała najlepiej, jak umiem. Trzymajcie kciuki.

38 komentarzy:

  1. Tak mi przykro... W sumie miałam podobnie gdy mi pies umarł rok temu. Byłam wtedy w szkole, a. jak wróciłam, zastałam ją martwą na podłodzę. Co najgorsze, byłam wtedy sama, bo bracia mieli jakieś zajęcia. A ona nie oddychała i była zimna. Wszyscy to ciężko przeżyli, ale ja się najgorzej czułam, bo to ja ją znalazłam.

    Mam nadzieję, że się pozbierasz :)
    Przepraszam za błędy, ale piszę z komórki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny kociak :(.
    Wierzę, że pozostałe będą zdrowe.
    Gdy to przeczytałam miałam łzy w oczach.
    Doskonale wiem co znaczy strata zwierzaka, najlepszego przyjaciela. Kilka miesięcy temu mój pies źle stanął i przez chwilę nie miał czucia w łapce. Wpadłam w taką panikę, bo bałam się, że stanie się z nim to samo co z moim poprzednim zwierzakiem. Najpierw jedna łapa, potem druga, aż w końcu trzecia. Musieliśmy go uśpić, żeby się nie męczył. Do tej pory przypominam sobie w zimę jak Minus (bo to był jamnik) wpadł w największe zaspy śniegu i widać było tylko jego ogon. Na samo wspomnienie się popłakałam. Jednak wiem, że teraz nie cierpi, bo jest w psim niebie za tęczowym mostem.
    Nasze życie jest bardzo kruche i w zupełności zgadzam się z tym co napisałaś pod koniec. Wszystko co dla nas ważne, nasze zmartwienia, radości, smutki, plany i marzenia odejdą razem z nami w dniu naszej śmierci i nikt nie będzie o nich pamiętać.
    Ściskam Cię z całych sił.
    Lady Spark

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatni akapit jest taki prawdziwy. Moje nastawienie do tego (podobne do twojego) zmieniło się jakieś pół roku temu po śmierci mojej jedynej i najukochańszej babci. Mieszkałam z nią od urodzenia i była dla mnie jak druga matka więc nieźle to przeżyłam i także zaczęłam postrzegać inaczej śmierć :( I właśnie 1 listopada tego roku pierwszy raz płakałam i to prawdziwie.
    Współczuje ci kotka, wiem co to znaczy bodobrych kilka lat temu zmarł mi pies . Była już starutka i w dodatku chorowita (miała raka). I gdy babcia pojechała z nią wtedy do weterynarza ( po tym jak zaczęło nią rzucać, to wróciła z martwą. Weterynarz stwierdził, że nawet nie mógł igłą trafić w żyłę, żeby ją uśpić, bo jej się wszystkie zapadły :(
    Więc wiem co przeżywasz i na prawdę ci współczuję. Musisz się wypłakać.
    Trzymaj się słońce :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo mi przykro. Wiem, jak boli strata przyjaciela, zwierzaka. Mi kilka miesięcy temu inne groźne psy rozszarpały na strzępy mojego ukochanego psa. Szukałam go kilka dni, aż w końcu znalazłam jego rozszarpane na malutkie kawałeczki ciało. Strasznie za nim tęsknie :(
    Każdy czasami musi coś z siebie wyrzucić. Od razu lepiej się robi... choć na moment.
    Trzymaj się ;* Bądź silna.
    Pozdrawiam, Dakota.

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmierć zwierzaka zawsze boli. Szczególnie jeśli jesteś z nim silnie związana. Niektórzy ludzie tej więzi nie odczuli i na widok zrozpaczonej osoby po śmierci swego pupila, powiedzą - "to tylko kot". Każdy przeżywa po swojemu, inni szukają wsparcia, niektórzy zamykają się w sobie, ale ból jest taki sam. Rozumiem Twoją sytuację. Miałam psa ze schroniska. Był bardzo inteligentny i piękny (czarny angielski cocker spaniel), każdy wielbił tego psa i to nie tylko w mojej rodzinie. Pewnego dnia pierwszy raz wyszedł na ulicę. Do tej pory nie wiem co go do tego skłoniło bo nigdy sam nie wychodził po za granice bramki. Siedząc w pokoju usłyszałam głośny trzask i nagle słyszałam płacz bratanka, że Fida zabili. Serce mi zamarło... Wybiegłam z pokoju w piżamie na dwór, Dobiegłam do ulicy i widzę mojego przyjaciela ledwie oddychającego. Przegryziony język, przekrwione oczy... Dosłownie się dusił. Przybiegła mama i płakałyśmy razem nad nim. Nic nie dało się zrobic... Umierał w moich ramionach krwawiąc mi bluzkę. Przestał oddychać i dopiero wtedy zaczęła się histeria. Na dodatek mama zostawiła włączoną kuchenkę i był pożar w domu. Minęło trzy lata, a czuję jakby to było wczoraj.
    Przez to wszystko chcę Ci powiedzieć, że tak naprawdę Teodor nie odszedł. On będzie wiecznie żywy w Twojej pamięci i serduszku. Takie niesprawiedliwe jest życie... w jednej chwili żyjesz, a w drugiej umierasz. Mam nadzieję, że pozbierasz się jakoś. Jesteśmy z Tobą i zawsze możesz liczyć na nasze wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę mi przykro. Trzymam kciuki, aby pozostałe kociaki były zdrowe. Ściskam mocno i wierzę w Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejciu, Yass. To przykre. Śmierć osoby bliskiej naszemu sercu zawsze boli, zwłaszcza jeśli obdarzyliśmy ją taką miłością, jaką Ty tu opisałaś. No cóz, zdaję sobię sprawę, ze zadne słowa nie będą w stanie złagodzić bólu, bo on raczej będzie z Tobą przez jeszcze jakiś czas. Trzymam jednak za Ciebie kciuki, za pozostałą trójkę zeby była zdrowa. Całusy i trzymaj się Yass. Kochamy Cię ♡

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojacie, Yass. :<
    Napisałabym długi komentarz, strasznie motywujący, gdyby nie to, że nigdy takiej wielkiej straty nie odczułam. Dotąd nie zginął nikt, kogo bym darzyła takim mocnym uczuciem. No ale śmierć to... coś nieuniknionego. Lepiej, że umierając nie cierpiał tak mocno. [*]
    Trzymaj się mocno i twardo. Jakby co gygy, i pisz, zawsze posłucham i postaram się doradzić no i oczywiście pocieszyć. ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymaj się Yass, wiem co czujesz. tzn. nie wiem, ale wiem co to stracić ulubieńca swojego. Miałam kiedyś psa, był strasznie słodki, wiedział kogo nie lubię i gdy tylko się u nas zjawiał szczekał na niego (haha). Pewnego dnia wieczorem wypuściłam go na podwórko, nie wrócił. Martwiłam się i mówiłam sobie "wróci, na pewno wróci, jest mądry" ale nie wrócił. płakałam jak cholera, był moim ulubieńcem, przyjacielem. Był przy mnie w najgorszym okresie mojego życia i zawsze był obok mnie. Lubiłam coś do niego mówić, miałam wtedy wrażenie, że mnie słucha, na prawdę. Zawsze czekał na mnie, aż wrócę ze szkoły, a kiedy wracałam chodził za mną wszędzie. Codziennie poświęcałam mu trochę czasu, lubił bawić się piłką, miał swoją ulubioną, taką małą zieloną, mam ją nadal.. ugh, nie wiem po co to piszę ci. może tego nie przeczytasz, chociaż mam nadzieję, że jednak tak. nie jesteś sama, masz nas przecież.
    Musisz być twarda, jestem pewna że Teodor już za tobą tęskni. Trzymaj się Yass, będziemy na ciebie czekać x

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam i płakałam przy tym. Sama jestem wielką miłośniczką kotów i wiem, co przeżywasz :( Współczuję i wierzę w to, żę pozostałe kociaki wyzdrowieją :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezu, to straszne. Rozumiem twoją rozpacz i twój smutek. To straszna strata stracić kogoś bliskiego, a u mnie do bliskich dołączają się też moje pupile. To im można się wyżalić zawsze, a wiadomo, że one nikomu nie powiedzą. Będą ci wierne i będą cię kochać bez względu na wszystko. Jeśli popełnisz błąd, nie będą patrzyły na ciebie krzywo. Może to wydać się głupie, bo "to tylko zwierzęta" lecz dla mnie to nie są "tylko zwierzęta".
    Bardzo ci współczuję, gdyż być świadkiem śmierci bliskiego zwierzaka, musi być przerażające. Zwłaszcza, że umarł w taki sposób...
    Może się wydać, że mogę nie rozumieć cię, bo nigdy nie widziałam śmierci swojego zwierzaka... Bo tak nie było, ale za to nie mogę powiedzieć, że nigdy żadnego nie straciłam, bo tak niestety jest. Choroby u zwierząt to potworna sprawa, bo one ci nie powiedzą niczego, że coś go boli, że coś mu jest...
    Trzymaj cię ciepło. Pomyśl, że Teodor nie chciałby, żebyś płakała...

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak mi przykro... :'(
    Sama przeżywałam coś takiego juz ze 2-3 lata temu jak moja papuga umierała mi na dłoniach.
    Szkoda kociaka...
    Mam nadzieje ze reszta będzie zdrowa :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, bardzo ci współczuje. Sama nie wyobrażam sobie co bym w takiej sytuacji czuła. Nawet nie wiem co mam napisać, zatkało mnie, nie umiem pocieszać (przepraszam więc jakbym napisała coś nie tak), nie wiem nawet jak się czujesz bo ja sama takiego czegoś nie przeżyłam... widać, że bardzo kochałaś Teodora.
      Życzyć jeszcze tylko zdrowia pozostałym kotkom. Trzymaj się Yass.

      Usuń
  14. Przykro mi. :( Wiem jak jest, gdy straci się zwierzaka, mój pies pare lat temu umarł. Byłam wtedy w szkole, kiedy jechałam z mamą do domu, powiedziała mi, że pies leży. Zaczęłam nagle płakać. Mama zaczęła się pytać o co chodzi. \Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Po paru minutach, powiedziałam mamie, że Astro (bo tak się nazywał) nie żyje. Wtedy podbiegłam do niego. Był jeszcze ciepły, wtedy sobie przypomniałam moment, kiedy tamtego poranka przytuliłam się do niego. Nie mogłam się otrzosnąć przez 2 miesiące. Choodziłam do szkoły zapłakana. Kiedy ktoś zaczął do mnie mówić łzy leciały same. Nawet teraz zaczęłam płakać.
    Każdy potrzebuje gdzieś "wylać" swoje smutki. Też musiałam to zrobić. Teraz z kolei mój nowy pies kuleje. Ostatnio mu się polepszyło. Życzę Ci, aby Twoje pozostałe koty były zdrowe.
    3maj się ;*
    ~Jupixowa

    OdpowiedzUsuń
  15. Yass, jak strasznie chciałabym cie pocieszyć, bo sama mam kota i on jest coraz starszy i coraz częściej myślę...
    AHGR!
    No właśnie, dlatego napisałam "chciałabym". Przepraszam, nie umiem pocieszać. Najczęściej mówię wtedy coś zupełnie idiotycznego i tak się kończy.
    Powiem tak.
    Wierzę, że pozostałe trzy koty będą zdrowe. Jak nie będą to... Cicho Kraken, zaczniesz zaraz gadać głupoty w poważnej sprawie...
    Trzymaj się Yass. Koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Niestety nasze ukochane zwierzaki odchodzą. Czasami niespodziewanie. Czasami wiemy, że zbliżamy się do końca wspólnej drogi ... To zawsze boli. Ja w każdym wypadku cierpiałam.
    Zrobiłaś, co mogłaś, co potrafiłaś. Teraz zrób wszystko dla pozostałych trzech, one potrzebują Twojej opieki i miłości.
    Trzymaj się Yass!

    OdpowiedzUsuń
  17. Przykro mi... Biedny kotek. Czytając to sie popłakałam. Nadal mam łzy w oczach...
    Pozostałe kotki wyzdrowieją, musza.
    Wybacz, Yass, nie wiem co napisać.
    Trzymaj się <3

    ~Eff

    OdpowiedzUsuń
  18. Przykro mi. Bardzo przykro, strasznie smutno, aż czuję, że mi do oczu łzy napływają, a jestem jedną z tych nieczułych istot... Ale wiem co czujesz... Nigdy nie miałam własnego zwierzaka, ale moja babcia miała psa. Był duży i ruchliwy, pamiętam jak zawsze dawałam mu trawe do jedzenia i jak zabierał mi buty. Zawsze nie mogłam się doczekać kiedy go zobaczę, zwłaszcza, że było to raz na jakieś dwa/trzy miesiące. I nagle... umarł. A ja się załamałam.
    To, że płaczesz z powodu straty zwierzaków wcale nie jest głupie. Płaczesz za stratą przyjaciela, tak samo jak wiele innych osób. Jak ja kiedyś. Musisz się wypłakać.
    Nie mam pojęcia co mogłabyś zrobić, chyba jedynie mocno wierzyć, że wyzdrowieją, że okarzą się silne. Bo ja wierzę i mam nadzieję, że tak się stanie.
    Trzymaj się mocno, Yass

    OdpowiedzUsuń
  19. Herbatka cynamonowa, kocyk i seriale. No i czekolada! (;

    OdpowiedzUsuń
  20. 16 października sama przeżyłam śmierć kota.

    Trzy tygodnie wcześniej wybrałam się z rodzicami na 50-te urodziny mojego wujka, które odbyły się w lokalu. Wujek poszedł na papierosa i zobaczył, że wokół restauracji błąka się mały kotek. Jak go ujrzałam, nie obchodziła mnie moja biała sukienka ani buty na obcasie. Widziałam tylko jego. Właścicielka lokalu powiedziała, że jest bezdomny. Z mamą zadecydowałyśmy, że bierzemy go do domu. Tata nie miał nic do gadania. Ten kot był inny niż wszystkie jakie znam. Ale dziwiła mnie jego nienaturalna postura i spokój. Wiecznie spał, nie potrafił chodzić (jak już to tak powoli), a jego oczy rozjeżdżały się na boki (miał zeza). Drugiego dnia jak mieszkał u nas pojechaliśmy z nim do weterynarza. Po za faktem iż kociak narobił w transporterze i pobrudził mi kurtkę to spoko. Wet powiedział, że kotek jest wygłodzony i dlatego wygląda tak, a nie inaczej. No dobra. Rozpoczął sie tydzień walki z jego niedowagą. Rudy (bo tak go nazwałam) miał wokół siebie 5 misek, a w każdej coś innego: to mięsko, to mokra karma, to sucha karma, to woda i mleko. Wszystko. Byłam przygotowana, więc kupiłam mu specjalne legowisko z tzw. otworkiem, by nie męczyło go chodzenie. Zajmowałam się nim dzień w dzień próbując się z nim bawić i uczyć go chodzić. Nadaremno.

    16 października byłam u babci. Nagle zadzwonił telefon. Babcia odebrała po czym zamknęła drzwi od pokoju. Podsłuchiwałam bo coś wydawało mi się nie tak. Gdy usłyszałam imię Rudy, miałam pewne podejrzenia. Po skończonej rozmowie dopytywałam babcię o co chodzi, ale ona powiedziała, że o nic. Następnego dnia prosto ze szkoły jechałam na angielski. Po skończonej lekcji z radością wchodze do domu. Witam się z owczarkiem Sarą i kotką Pusią, po czym mówię "a teraz idę przywitać swojego rudego ulubieńca". Mama spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i powiedziała, że go nie ma. W pierwszej chwili pomyślałam, że jest w kuchni i wcina coś dobrego, ale się myliłam. W panice zapytałam co się stało. Gdy mama powiedziała mi, że w nocy z 15/16 zmarł, prawie zemdlałam. Okazało się, że Rudy miał chorobę zwaną FIV (odpowiednik HIV'a tylko koci). Jest to choroba nieuleczalna, zakaźna. Jak kot ma już 2 stadium tej choroby, po nim.... Wieczorami płaczę kiedy spoglądam na jego dawne legowisko i gdy przypominam sobie ten czas, jakże krótki, lecz spędzony w jego towarzystwie... Wszystkie koty (wraz z Pusią i tymi, które mieszkają na dworze) zaszczepiłam. Nie chcę przeżyć tego drugi raz. Wiem co czujesz. Twój post przypomniał mi o tamtych tragicznych wydarzeniach. I choć mija miesiąc, ja nadal płaczę.

    Za chwilkę mam angielski i muszę się pozbierać, bo znowu się rozkleiłam :(
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  21. Jak to czytam to aż płakać mi się chce. To takie straszne, ze z dnia na dzień tracisz swoje zwierzątka, starasz się, a i tak dostajesz kopa w dupe od losu. Jeśli będziesz chciała się wyżalić to napisz do mnie, chętnie Cie wysłucham i pociesze. Zrób sobie kakao, jest dobre, a przede wszystkim uspokaja. Pamiętaj! Owieczka trzyma kciuki za zdrowie Owieczki <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Chciałabym Ci napisać, że współczuję ale tak na prawdę nie wiem co czujesz bo ja nigdy nie przeżyłam śmierci swojego zwierzęcia.. Mam od ośmiu lat sunię ze schroniska i na samą myśl, że kiedyś nadejdzie dzień rozstania między nami, pojawiają mi się szklanki w oczach.. To musi cholernie boleć :( Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
  23. Straciłam kiedyś psa. Zaczeło się od nadziąślaków, usunęłyśmy z mamą, wierzyłyśmy, że wszystko będzie ok. Potem nagle zaczęła kuleć, jedną łapę przykurczyła. Mieszkałyśmy na 1 piętrze i ciężko jej było schodzić po schodach. Mimo iż ważyła 20 kg, a mi nie wolno dźwigać dzień w dzień znosiłam ją na dół, na spacer. Wkrótce miała coraz mniej siły.

    Mama wzięła ją do weta na kontrolę. Sama, mi nie pozwoliła iść. Wróciła bez niej. Odebrała mi szansę się z nią pożegnać. Nigdy wcześniej, ani nigdy później tak nie płakałam. Na dodatek moja mama poszła na całą noc na tańce, zostawiając mnie po raz pierwszy od 8 lat (tyle miała psina) samą na noc. Pamiętam jak pół nocy przeleżałam na jej legowisku, płacząc straszliwie dopóki nie usnęłam i też tylko słyszałam weź się w garść. Pochorowałam się tak,że następny tydzień nie byłam w szkole.

    Także wiem, co czujesz.

    Teraz dwa lata temu, 6 lat po śmierci tamtej suni adoptowałam psa i łapię się na tym,że w nocy budzę się i sprawdzam, czy to leżące koło mnie stworzenie oddycha. Trzymaj się! Wierzę, że dasz radę i kicia też to jakoś przetrwa.

    OdpowiedzUsuń
  24. Yass, kochana. Będzie dobrze. Musi być dobrze.
    Sama wiem jak przeżywałam operacje mojego psa. Jak bałam się, że się po nich nie obudzi.
    Wiem też jak to jest zajmować się chomikami, i kiedy w końcu odchodzą, to zostaje taka pustka.
    I wiem też jak łatwo można się przywiązać do tych kochanych zwierzaków. Koty mają coś w sobie takiego, że nie da się ich nie kochać. Nie ważne czy coś zbroją, po prostu się je kocha.
    Także trzymaj się kochana. Dasz sobie radę. A Owieczka na pewno sobie poradzi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że odpiszę tylko na jeden komentarz.
      Owieczka ma apetyt ogromny, je za całe swoje rodzeństwo, które niestety odeszło. Nie mogę się już doczekać, kiedy przyjadę do domu i go przytulę. Zamęczę go chyba. Najchętniej w ogóle bym się z nim nie rozstawała, mógłby ze mną spać <3

      Usuń
    2. No widzisz :) Owieczka jest silny i da sobie radę :) A my (bo sądzę, że wszyscy będą ciekawi) czekamy na więcej wieści o nim :D
      Może jakieś zdjęcie malucha w nowej notce?

      Usuń
  25. Jakie to smutne... Czytając to mi samej do oczu napływały łzy. Współczuję ci, bardzo.Ja, gdybym mojego pupilka straciła zapłakałabym się chyba na śmierć.
    I to stracić jeszcze 3 naraz, 3 zwierzątka, w które wkładałaś tyle miłości...
    Totalna masakra... Czasami świat jest niesprawiedliwy...
    Trzymaj się jakoś, Owieczka będzie cały! ;** Zobaczysz! :3

    OdpowiedzUsuń
  26. bleeding on the ballroom floor. pobieram szablon 45 na http://twierdza-snow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak bardzo mi przykro :c Mam nadzieję, że niedługo będziesz się lepiej trzymać. Jestem całym sercem z Tobą :c

    OdpowiedzUsuń
  28. choke back tears. Pobieram 20 dużych tekstur "this was a therapeutic chain of events". Zaraz dodaję do linków.

    [kotori-katsu.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  29. Zapraszam na nową notatkę na faaiths.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  30. Pobieram wszystkie tekstury i stocki
    Możesz znaleźć moje prace z twoimi dodatkami na http://shrekowa.deviantart.com/

    OdpowiedzUsuń
  31. Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Wiem jak trudno jest rozstać się z ukochanym zwierzęciem. Miałam wiele kotów, niektóre zmarły tak, inne inaczej. Najgorzej było z ostatnim, bo to ja musiałam podjąć decyzję, ktoś go dotkliwie zranił, uderzył lub puknął samochodem, martwica skóry prawie całego ciała. Płakałam przez kilka dni razem z mamą, więc wiem jak się czujesz. I chciałabym Cię teraz mocno przytulić. To naprawdę smutne, kiedy nasi ulubieńcy odchodzą, mawiają, że to nie człowiek. Ale co z tego, to część rodziny, część nas. Uściskaj tego malucha mocno. Owieczka mam nadzieję da radę. Trzymaj się, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  32. Wiem, że to chamskie pod taką notką, ale chciałam tylko wspomnieć, że stocki z 7 notki wyrzuciło z serwera i nie da się ich pobrać :C Nie dałoby rady ich jeszcze raz jakoś shostować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam serdecznie do galerii. Tam jest już wszystko zrobione przejrzyściej i jeśli mnie pamięć nie myli ani o niczym nie zapomniałam to WSZYSTKIE dodatki tam działają.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  33. Pobieram: Stocki, Textury
    Nie udostępniam na bloga

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy